Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wodami swoimi, ale siedź w chałupie, kiedy ci dobrze, i czytaj se tam te wszeleniejakie pisma. A jak rozumu lepszego nabędziesz, to nam powiedz.
— Jak o wybory idzie, to wam powiem. Przeszły te czasy, kiedyście tam chodzili po to, żeby kiwać głowami na wszystko. Dziś już naród zdjął kurzą ślepotę z oczu swoich i przejrzał i zrozumiał nareszcie, że o prawa swoje sam sie dopominać musi. Obiecankom nima co dowierzać; bo panowie mili są i ładni i gadać potrafią tak pięknie, że sie serce kraje, ale oni mają swoje interesa, nie nasze. Ich cel, a nasz — to jako dwa końce na jednej miedzy. Oba sie rozlatują w przeciwną stronę — i jakże sie mają zejść razem? Powiedzcie!... Oni idą kerdelami — a my, jak owce zbłąkane, rozsypane po uboczy daleko... Deszcze nas biją, wiatry ziębią, a my ino wciąż beczymy żałośnie. Gromadami iść na hale, na te polany wolnościowe! Czyby potok doleciał do morza, jakby ino kroplami spływał? Powiedzcie! Wsiąkną i zginą, i śladu nie bedzie. Nie bądźmyż głupiomyślni ani samojedni. Sił mamy dość, zawiele, ino woli braknie. Ja sie nie dziwię, że bojaźliwi jesteście, bo starzy. Ale i młodzi staną za waszym powodem, a jak nie, to ich naprzód przepuśćcie, niech idą. A kto za gminę staje, niechaj baczy, że odpowiedzialność gromadzka na nim cięży. Tu zwołać trzeba