Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom I 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Patrz swojego, mojeśty, o insze sie nie trap — odrzekł z uśmiechem Domagała.
Ale Rakoczym szarpało rozdrażnienie i gorączka uderzała mu falą do mózgu.
— Słuchajcie! — począł głośno. — Ja sie do waszych spraw nie mieszam. Prowadzicie gazdowanie gminne do stu dyabłów...
— Co? — podniósł się wójt z za stołu.
— To, że lud sie skarży. Las wyniszczony, drogi zaniedbane...
— A kto temu winien?
— Nie twierdzę, żebyście to złą wolą czynili. Nieumiejętność wasza więcej złego robi...
— To nas naucz, mądrauszu!
— Ba, kie wy ino z rad sie wyśmiewacie, i zawdy trzymacie sie swoich starych praktyk.
— Słuchajcie, co on jeszcze nowego nie powie!
— O, powiem wam: przyjdzie czas, kiedy musicie zdać rachunek...
— Przed tobą?
— I przede mną, i przed stu inszymi!
Gwałtem się silił, by gniew pohamować. Dużo ciszej rozpoczął:
— Teraz proszę pięknie, powiedzcie mi, coście tu wspólnie uradzili. Bo jak o wybory idzie...
— Słuchaj, Rakoczy! — prosił Suhaj, dygocąc tajoną złością — Nie napalaj ty nas wy-