smutku. Wreszcie, gdy się już ustanowiła w płaczu, zbliżył się ku niej ze słowami:
— Moja kochana Zosiu, mam do ciebie prośbę... Idź, powiedz Hance, że ją tu czekam... Niech przyjdzie... Chcę z nią parę słów przemówić...
Silił się na spokój wierzchni, ale głos mu drżał, gdy mówił; zauważyła to siostra i, wytarłszy zapaską łzy, przyjrzała mu się teraz lepiej. Aż o swoich strapieniach wszystkich zabaczyła, tak się jego wyglądu przelękła.
— Co tobie, bracie?
— Nic... — odparł, odwracając twarz.
— Żebyś sie ty widział!...
— Idź i powiedz jej... — począł, zagadując.
Zośka dopiero teraz przybaczyła sobie zapowiedzi. Niepokój stanął w jej oczach, zwróciła się też do brata z nieśmiałemi słowy:
— Ty... może ona nic nie winna...
Franek postrzegł jej obawę, ujął ją za rękę.
— No nie trwóż sie... Nic ją przykrego nie spotka... Chciałbych pomówić z nią na osobności... Powiedz jej, niech zaraz przyjdzie... Najlepiej, przywiedź ją z sobą...
— To tak pilno ci trzeba widzieć ją?
— Koniecznie!
Uspokojona już w sercu, poczęła się wartko zaodziewać.
— Jakby też tu Marysia przyszła do cha-
Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 238.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.