Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 237.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to chodzę zwyczajnie, i nikt by nie zgadł, co mam w sercu, a w nocy to mi sie świat doznaku odmienia... Wiesz... nawet nie śpię z Jędrkiem... bo mi sie teraz zdaje, że to grzech — czy jak — czy ja wiem zresztą... No nie mogę sie przezwyciężyć i... zdawało mi sie wciąż, że on tam patrzy...
Z powracającym smutkiem dokończyła:
— Strasznie mnie to życie zwiędło! Wolałabych już i nie żyć... Żeby ino nie ta mała...
Po chwili:
— Nie chodź ty od nas, Franuś, może mi bedzie jako lżej przy tobie. Jak chcesz, to podziel grunt — bo on ci pewnie pieniędzy nijakich nie da — jak nie przystanie z dobrej woli, to podziel przez sąd. Mnie już nic o to nie chodzi...
— Tego nie zrobię. Darmo. Niema o czem gadać.
Wstał — przeszedł się po izbie. Zośka siedziała, płacząc cicho. Stanął przed nią, ujął jej obie opuszczone dłonie i przycisnął do swoich piersi.
— Żal mi cię... Strasznie mi cię żal... ale darmo.
Politowaniem jego wzruszona, jeszcze rzewniej zapłakała. I długi czas cicha izba odzywała się jej szlochem. Franek chodził w zachmurzeniu, głowę zwieszając od ciężaru bezradnego