Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 227.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczy. Ale chcę jeszcze bardziej być szczerym... We mnie nie to tylko jest, co sie słowami ujawnia. Jest tłumna ciżba pragnień, których wysłowić nie zdołam. Są nienazwane moce, którym czynów zamało na ziemi. Dajcie mi ludzi! a stworzę dla nich świat tak piękny, że raju nie bedą pragnąć...
I już nie słowa, ale iskry z gorejącego serca wyrzucał. Zdawało się: lada moment krwią serdeczną chluśnie.
— Jeżeli ma być życie, to niech bedzie życiem! A nie — to niech sie wszystko zatraci! Miast powolnego konania niech bedzie raczej śmierć! Niech wszystko zginie odrazu, niech sie rozsypie w proch, niech pamięć straci o istnieniu, a niech nie cierpi! Niech nie cierpi!!
Płomieniał, szalał prawie z przetężonego uczucia.
— Tę gminę trzeba wwieść do życia, a nie, to popchnąć w grób...
W te razy Suhaj stanął przed nim i wpatrzył się weń groźnie. Rakoczy odpowiedział mu równie oczami. I poczęła się między nimi bezgłośna walka dusz. W izbie uczyniła się cichość niezwyczajna, gazdowie wstrzymali oddech, czując wszyscy, że się coś dziwnego dzieje. Suhaj z Rakoczym stali w niemym bezruchu naprzeciw siebie, a duchy wyszły z nich i poczęły się ze sobą zmagać: ten nienawistny, groźny, a ten