Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 223.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

giej nocy. I ujrzą oczami światłość, bo jej dotąd nie mogą oglądać. Dziś każdy ma kamień ciężki, uwiązany na sznurze u szyi, który go ku ziemi ciągnie i nie dozwala indziej patrzeć, jak ino na biedę swoją, na ten wieczysty grób. A wtedy ludzie popodnoszą czoła, wyprostują do góry przygarbione plecy i staną sie odrazu, jak drzewa, piękniejsi. W oczach im wesołość siędzie, na twarze uśmiech przyleci i dusze ich pojaśnieją, jak dzień, gdy słońce ranem wstaje po długiej, szarej słocie. Wszelkie zwyczajne kłopoty przeminą. Nie bedzie troski o życie, ani o przyszłość, ani o nic, bo sie wszyscy razem wspólnie bedą o to troszczyć. Nie bedzie zazdrości grzesznej, ani łakomstwa żadnego, bo każdy bedzie miał we wszystkiem jednaki współudział. Nie bedzie kłótni, zabijatyk, ani gniewów nijakich między sąsiadami, bo zajadłość ustanie odrazu, skoro przyczyny sie stracą. Nie bedzie sądów, bo sie ludzie nie bedą mieli o co sądzić. Całe dzisiejsze piekło zgaśnie, sadze wiatr rozwieje, i stanie cichy ogród na tem miejscu... Ludzie, którzy dożyją tego, nie bedą mogli uwierzyć, że sie tu pourodzili, i że to ta sama ziemia... Bedzie sie im wydawało, że na tamtym świecie są i drugi żywot przebywają w jakimś niebieskim kraju... Czy ja wam wreszcie umiem opowiedzieć, jakie czuję i widzę korzyści w tej gminie, którą wam przed oczy stawiam! Ani