Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 220.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścia jego nie zauważać, Rakoczy uczuł dotkliwy ból w sercu, a ogień gniewu na twarzy.
Stał więc chwilę w milczeniu i zmagał się z myślami. A i gazdowie pozierali po sobie różnie, nie nie powiadając. Nareszcie jeden z Gnieckich wyrychlił się z pytaniem:
— Ponoś ta, Franuś, gdziesi długo bawił?
Rakoczy, który w myślach gotował przemowę, nie słyszał prawie wyrzeczonych słów, ale zaczepiając o pierwsze pytanie i nabierając odwagi w serce, rozpoczął:
— Przychodzę do was z gór... Przychodzę z zaufaniem otwartem i z wiarą, że, co tu przed wami powiem — przyjmiecie z radosnem sercem i szczerością za szczere słowa odpłacicie...
Mówiąc to, czuł wyraźnie całą dziwność tych słów, które tak obco w tej izbie zabrzmiały, jak świecki śpiew w kościele albo modlitwa w karczmie. Podniósł głos, aby ten dźwięk serce trwożący przygłuszyć:
— Przychodzę z nowiną ważną...
Wiele głów z ciekawością obróciło się ku niemu.
— Oto, siedząc tam w górze, z daleka od gwaru, miałech czas o wszystkiem myśleć. Myślałech też o Przysłopiu i o narodzie tutejszym. Z wysokich wierchów patrzyłech na tę smutną ziemię, na tych ludzi, grzebiących w niej zgrabiałemi dłońmi, na ich rozpaczne szarpanie sie