Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czystość taka jak na łąkach; każdem oknem wyziera uśmiechnięte szczęście. Sady się kwiecą, czerwienią i osłaniają domy, niby roztoczone skrzydła wielkie o grających tęczami piórach. Wzdłuż dróg, po obu stronach, wije się zieloność drzewna, barwią się rzędy zasadzonych przez dziatwę jabłoni, snują się aż za widnokrąg wstęgi śliw, siwiejących przejrzałym owocem. Ogromne płaty zbóż srebrzą się i złocą w słońcu. Otacza je zieloność o przeróżnym stroju. Na jednym łanie skraja widać długi rząd kosiarzy; chylą się równo, ochotnie i pobłyskują kosami. Opodal taki sam długi rząd młodych żniwiarek; co która garść odrzuci, to się uśmiechnie życiu i zawiedzie jakąś pieśń zapamiętaną z niedawno minionych czasów. Hanusia im przoduje...
Ocknął się z tego pół-snu i uczuł, że płomień mu do serca doszedł. Gorzało całem pragnieniem, całą wezbraną tęsknotą — za szczęściem. Za szczęściem swojem i ludzi...

∗             ∗

Przyszło spychanie. Od samego świtu do nocy późnej dolina jęczała głucho, trzęsła się od nieustającego huku i łomotu. Ktoby z za góry słuchał, mógłby myśleć, że dwa wojska zacięte zeszły się w Hucisku i toczą walkę bez upamiętania, a z równą prawie mocą; dudnienie idzie ziemią, turkot nie ustaje; noc tylko dzieli wal-