Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjść, skąd pochodzi ten człowiek, z jakiego osiedla.
— Który Jaś? — spytał z niejaką obawą.
— E, wiecie, ten Jaś Zatracony, bo sie tak pono nazywał, co tu u was za młodu sługował...
— Co powiadacie!
— No dy prawdę powiadam, bo go już kiesi schowali.
Franek się zadumał ciężko. Stanął mu przed oczyma taki sam, jakiego znał od mała, osierocony, smutny, o pacholęcym wyglądzie...
— Ociec mu niedawno pomarł. On sie też zadumał i... co bedę żył? — powiada, zabrał sie i poszedł z tego świata. Ani nic nie chorował — tak umarł. Nikt nie może zgadnąć, na co...
— Na przerośnięcie serca — szepnął Franek.
— Bywa to taka choroba?
— Bywa, rzadko, ale bywa.
— No powiedzcie... Ktoby sie spodział! O żabie w mózgu tom już słyszał i o robaku w nodze też. Ale o takiej...
Kręcił głową z podziwem i niedowierzaniem. Franek go pożegnał.
Idąc w górę, myślał wciąż o Jasiu. Przychodziło mu na pamięć wszystko, co z nim przeżył; jak razem pasali z młodu, jak się lubili, choć on dużo był młodszym od Jasia, jak mu ten ze smreczkowych wierchów fujarki wyrabiał, jak go uczył różnych śpiewek, jak przy