Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam. — «Nic mi, nic»... — powiada, i zbiera sie i chce iść naprzód, a nijak ni może. Wziąłech go pod ramię i z wysiłkiem prowadzę, a ten mi leci przez ręce i leci. Zmordowałech sie przy nim, co myślicie, przecie chłop, jak drzewo. Nieporada go było nad ziemią dotrzymać. Tak sie ku tej ziemi ciągnął. Upadł wreszcie na ręce, i poczyna sie gramolić, jak po ślizkim lodzie. Pomagam mu wstać, ale darmo, widzę, że nie wstanie. Proszę go: «Jantuś! Przecie też miej rozum... Ktoż widział tak sie dać osłabić?» Zaklinam na wszystko w świecie, ale ten nie słyszy, ino się ku tej ziemi prze i prze uparcie. «Jezus kochany! — myśle se. Coż ja tu z tobą bedę robił? Ani chałup poblizce, ani człeka»... I tak stoję bez rady przy nim, widzę, że chce sie jeszcze gratać, a tu już nie sposób. Pomyka sie na raczku i walczy z czemś i walczy, i nijakiej se ni może dać rady. A ja też nic widzę znikąd, jak mu i czem dopomódz. Wziąć go na się? Nie uniesę. Czekać, aż pomrze? Coż mu z tego...
— Ho! ho! moiściewy... — dziwił się Chudomięt, który tę historyę już słyszał od niego — I jakżeście poczęli?
— Rozum mi wtedy doradził, cobych po ludzi szedł. Juścić, nie zwłócząc, zabrałech sie wartko i poszedłech przez zaspy i śniegi na domysł. Musicie wiedzieć, jakech szedł, skoro już po