Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ho-hu!
To najrozgłośniej się odbiło o wszystkie ubocze i wpadło do roztoki, jak skała puszczona z wierchu.
Z niespokojnością serca śledził oczyma wrażenia i spostrzegł po małej chwili, że postać biała, niewieścia, oddzieliła się od innych i szła napowrót, z początku pomału, a potem coraz prędzej, ku Suhajowej chałupie. Teraz z radosnym niepokojem patrzał, rychło z tej chałupy wyjdzie. I rzeczywiście wyszła wnetki, podała się ku roztoce i szła wzdłuż drogi chodnikami wyraźnie ku wierchom. Serce mu zatrzepotało uciechą i szczęściem.
— Moje drogie, najdroższe! — szeptał, wpatrzony w białą postać, która skracała widać drogę, przecinając pola. — Pójdę naprzeciw! — zerwał się ochotnie.
I pomknął na dół ścieżyną wśród gąszcza, a potem już i ścieżki nie patrzał pod nogami, wpadł do wrębu i na prost biegł po zdradliwych wertepach, byle prędzej ją ujrzeć i ździwić niespodzianie. Pędził, jak rogacz ku wodzie, wśród wysokich traw, wśród potrzasku łamanych pod stopami gałęzi i grzechotnego chrzęstu okwitłej gibrzyny.
Jakież było jego zdumienie, gdy spotkał Hankę już we wrębie, schodzącą, zdawało mu się, na dół. Przestraszona jego pędem i szumem, jaki