Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do piekła. I żadna ludzka moc nie zdołałaby się dostać do tych zbójeckich okien, przez któreby se patrzał na świat, urągając prawom.
— Ale i to byłaby niewola — pomyślał z żalem po chwili.
I tak w radości snując plany różne, zawdy dochodził do smutku. Ten się do serca przyczepił, jak oset, i w rzeczywistości codziennego życia rósł, jak to złe ziele w słońcu.
Ścinając ubocz, smucił się, że czas na niego nie czeka. Odpoczywając, myślał o tem, że czas nie odpoczywa. I w ciągłej był z sobą rozterce. Widział dobrze, że snami oszukuje siły, które wracały z dalekich wędrówek zbite, jak gdyby ciężką przeszły pracę. Wywłóczył je po świecie wyobraźnią swoją, i po wielkich przedsięwzięciach powracały z niczem.
Widząc całą niemoc swoją w stosunku do zamysłów duszy swej, opętanej przez urok potęgi, postanowił nie podawać głowy snom i majaczeniom, a upatrywać rzeczy bliższych, które się wolą dadzą przeprzeć, choćby z wysiłkiem niemałym.
Wtedy to, wracając myśli z awanturnych wypraw, obrócił baczniej oczy na roztoki.
— Dyć i tu świat jak inszy...
Czuł, że i tu potęgi można dojść w działaniu, a niemożebność nie zastąpi.
— Od czego począć? — dumał, siedząc na