Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Opowiadał o gniazdach, zatopionych deszczem, o rozpaczy powodzian skrzydlatych za dziećmi.
— Muszą sie, wiecie, na nowo budować, i to sie ściągnie do jesieni. Zanim młode odchowają, to je mróz zapadnie. I znowu bieda...
— A wam sie jako wiedzie?
— E, tak ta, nie najgorzej... Ale te stworzenia, to już mają wieczne utrapienie z życiem... A tak biedactwo krótko żyje... Co też to ma za rozum! Żeby to między ludźmi tak... Ale nie warto i myśleć. Jak one se pomiędzy sobą gadają! Ha! ha! Żebyście sie przysłuchali...
— Wy już musicie znać trochę ich gwary?
— Ba! Dyć to nie wielga sztuka. Każdy może łacwo pojąć. Trza sie ino przysłuchać uważnie. Drózd naprzykład przeklina w ten sposób: — to rzekłszy, począł udawać głos chrapawy drozda: «Koninion, koninion, łysopol, łysopol, biczem go, łysego, popod brzrzuch!»
Franek stanął, zadziwiony, jakby wyraźnie drozda słyszał. Dopiero teraz pojął jego śpiewną gwarę.
A Cyrek, widząc niemałe zdumienie w oczach Franka, uśmiechnął się z pewną dumą i począł dalej udawać:
— Abo ludzi nawołuje: «Orać, orać, siać, siać, skródlić!» Abo znowu opowiada: «Mój brat, mój brat, w morzu siedział, ryby jadł!» A nie jednako opowiada, bo inszym razem: «Mój brat, mój brat,