Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem, jako ta inszych, ale mnie to już Pan Bóg opatrzył dzieckiem usłuchliwem i bez żadnych zradliwych od świata nawyknień. Figlów ona nie ma w głowie, jako insze dziopy, woli cicho posiedzieć, jak czasu dopraśnie. I roboty dopilnuje i służbą zarządzi; dyć już od wielu lat zastępuje gaździnę w chałupie. Nie mam sie na co uskarżać...
— No, to chwała Bogu. Jak sie dziecko wydarzy, to szczęście człowieka. A w tych dzisiejszych czasach, to prawdziwy skarb. Ilu to ojców, ile matek przeklina i pomstuje swoje własne dzieci. Niejeden wolałby raczej psa chować w chałupie. Bo pies sie wywdzięczy za to wiernem przywiązaniem, a dziecko... mocny Boże! Dobrze, jak ojcu kija nie pokaże i nie wyżenie z chałupy. Trafia sie i tak, moiściewy, i nie w jednem miejscu. To też człek winien Panu Bogu chwałę, jak go opatrzy uczciwem potomstwem. Coby to niejeden dał za to, a darmo! Co sie już złem ulągnie, to złem poostanie.
— Kiedy znowu i starunek niemało przynosi. A ojcowie po części sami winowaci, bo nie trzymają ostro cugli, jak Pan Bóg przykazał. Jakby raz i drugi ukarał przykładnie, to ono by sie ta przyuczyło słuchać i musiałoby żyć w bojaźni bożej.
— Prawda i to, ale znowu różne są natury. Niedarmo też powiadają, że opornego kijem do