Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiecie, ja nieraz nad tem przemyśliwał, jako to bedą gazdować ci młodzi, czy se dadzą radę ze wszystkiem, i czy nie zaprzepaszczą swojej ojcowizny. Teraz o gospodynię dobrą straszecznie niełatwo; ze sta jakby jedna była, a i to niepewne. Wszystko to takie światowe, ozpustne, nijakiego zdania we łbie, ino marne plewy. Przyjdzie święto, abo i niedziela, to nie patrzą nabożeństwa, ale pijatyki; wystawają poprzed sklepy i oczami świecą, jak to pokusy dyabelskie. A tego drzewiej nie bywało. Jak wyszła z kościoła, to prosto z matką do chałupy, bez żadnych postawań. Chciałeś ją widzieć, toś sie ojców musiał pierwej pytać; a teraz o znajomstwo łatwiej, niż o tabak; wnet ci sie skądsi nawinie i sama zaczepi. Za grajcar wstydu nima u tych córek. I na jakie to matki powyrasta? Ej, mocny Boże, jest nad czem zabiadać. Nie takie to bywały nasze niebożyczki...
Zadumał się, a Suhaj niżej zwiesił głowę. Miał i on w sercu niemałe strapienie, o którem nikto nie wiedział; i temu chciał wydać Hankę, jak się da, najprędziej. Dumał po cichu, żując turbacyę. Wnet jednak opamiętał się i otrząsł myśli z obaw ciężkich. Nie spadły wszystkie, bo i owoc zielony nie spadnie, chociaż drzewem zatrzęsie najmocniejszy wiatr. Ale mu już nie ciężyły nad schyloną głową, gdy się ozwał po chwili: