Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Leciało trzepotliwie, grająco, jak ptaszę, które się skrzydłami z wiatrem bije.
— Słyszysz?
— Nie słyszę nic, wiem ino, żeś moja...
— Pamiętaj!
Całą dolinę jasność zatopiła, morze światła białego, bez dna i bez brzegu, kołyszące się cicho w uśpieniu głębokiem przez jakiś bezmiar siny, nieskończenie wielki, który dokoła opasuje wieczność. Ucichły płacze i śmiechy umilkły i ustał wszelki gwar stworzenia; dolinę całą wypełnił Bóg-twórca. Na cześć Niewidzialnego wstają pieśni mocne, zrodzone z wyobraźni zolbrzymiałej duszy, a śpiewane, jak przez las tajemny, milczeniem, którego dźwięk głośniejszym jest od surm anielskich i echo dalej niesie, niż płacz ziemi.
— Oczy twe odbijają w sobie światło gwiazd.
— A w oczach twoich płomienie się jarzą.
— Księżyc na czoło twoje świeci i ubiera cię jak świętą.
— Czoło twe czarne, jakby jo smoła opaliła. A twarz podobna teraz djablej...
— Nie lękasz sie?
— Nie, bo wiem, żeś ty jest przy mnie, bo cię czuję.
— Niech sie świat zapadnie ze mną!
— Zabij mnie!
Księżyc znowu rozgarnął po dolinie światło,