Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 073.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A czasem, ale rzadziej, ukaże się postać, zapatrzona w głębinę, jak brzoza płacząca. Tak się snuły melodje w tej nocy urocznej.
Za mglistem, białawem światłem widać było tęczę, jak stroiła miesiąc blady w pożyczane szaty. Dobierała promieniami siedmiorakich barw, dwie się jej zwidziały bardzo i ostała przy nich.

»Jużem był, jużem był
Po kolana w niebie,
Alem sie zawrócił,
Anielciu, po ciebie...«

Pieszczota melodji kołysała serce, mgła owijała myśli i siadała pomroką na oczach, siano pachniało, jak kadzidło, które poi zmysły.
— Czemu tak drżysz?
— Pytasz sie, a sama dygotasz...
— To od zimna.
— Nie wierzę...
— A od czego? powiedz...
Przychyliła się ku niemu, jak habina giętka. Od boru śpiewy leciały swawolną melodją. Dzwoniły, jak dzwonki owiec, turlikały głośno, jak puste śmiechy pasterek, gdy się zejdą razem.

»Wianeczka odemnie
Chcesz Jasiu koniecznie?
Ożeń-że sie ze mną,
Bedziesz go miał wiecznie!«...