Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bory! Z taką uciechą wielką, jak do raju... Ale, gdym ujrzał obok ciebie ten łeb wyświecony... Daruj mi, bo ja ciebie ta bardzo miłuję, że nie zdołam letko przenieść, aby taki wół wierutny śmiał o tobie przez moment inaczej pomyśleć, niż jako o wielkiej pani, która patrzy z chmur. Bo wierzaj mi, chciałbych cię tak wysoko stawić, iżby ludzie, patrząc na cię, mrużyli oczy podobnie, jak w obliczu gwiazd. Hanuś, dziecino moja, ustanów sie w żalu i nie płacz, bo mi serce doznaku popęka...
Prosił i błagał, nie wiedział już wreszcie, jakiemi słowy mówić, by ją ulegować. Przyciskał jej dłoń do piersi, a z taką czułością, jakby żywego ptaszka dzierżył w ręce. I jak ptaszę, któremu serce bije z trwogi, drżała jej drobna dłoń przy jego piersi.
Ucichła i otarła łzy przyschłe na licach. Ale jeszcze zapaskę trzymała przy oczach i patrzyła z po za niej, jak łaska z po za cienkiej strzechy. Widziała, że już niema znikąd zagrożenia. Milczała jednak, idąc przy nim, jak strapienie ciche; dopiero, kiedy doszli do ostatniej kopy, siadła na sianie, założyła ręce i poczęła z surowością:
— Teraz ty mi powiedz... Powiedz mi, ale tak szczerze, dlaczegoś nie dotrzymał przyrzeczenia swego? Pamiętasz, jakeś obiecował święcie? Miałeś zaraz nazajutrz starać sie o wy-