Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 043.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu powiem. Niech dłużej nie chowa urazy. Żeby ino wyszedł ku mnie.
Zdarzyło się raz we święto, gdy nad wieczorem błąkał się po lesie, iż sam znienacka nadszedł Cyrka. Stał on przy jakimś kopcu nizkim i, nachylony nad ziemią, zdawał się nie widzieć Franka, aż ten przywitał go nieśmiało, wtedy podniósł głowę.
— Nad czem-że to tak dumacie?
— A tak se ta patrzę...
— Widzę, mrówki was zajmują?
— A zajmują... bardzo.
— Cóż tam u nich ciekawego?
— No dy chodźcie bliżej...
Usunął się i odsłonił ruchliwe mrowisko.
— A tu drugie — wskazał ręką na sąsiedni kopiec.
Franek przyglądał się zblizka i udawał mimowoli ogromne zajęcie. To się, widać, spodobało Cyrkowi, który śledził z uwagą twarz jego i, przysuwając się, szepnął:
— Widzicie, jak one żyją... rozumniej, niż ludzie.
Po chwili dodał dużo milszym głosem:
— Co ja im sie tu napatrzę, a nigdy mi sie nie ucnie. Zawdy coś nowego znajdę w tym ciekawym świecie. Jakie one mają piętra, przypatrzcie sie dobrze, co tu trza było roboty, a zmysłu dużego! A jak one roboty dzielą mię-