Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leźniaku pełno okrągłych dukatów. Czy wy to miarkujecie, jakie tam bogactwo! Cały kraj mógłby za to nabyć, i ostałoby jeszcze na dnie na jaką złą godzinę... Uważcie! Ale jeszcze bogatszy skarb jest w owej dolince, o której wiecie, bo ja wam powiedział. Co ja też razy tamtędy przechodził! I nigdy mi na myśl nie wpadło... Aż jednego dnia idę z góry, a tu ziemia dzwoni. Staję, słucham — dyć wiecie, boście na to przyszli. Dopierom potem poznał, że to jest to miejsce, któregom tyle lat szukał po wszystkich uboczach. Jest o niem dużo różnych opowieści. Jedna powiada: Jest tam kłoda, pod tą kłodą strzelba, a od tej strzelby na sto kroków znajduje sie kamień, a z pod tego kamienia prowadzi wchód, jak do piwnicy, prościutko do schowu... To ino nie wiadomo, która to ta kłoda, bo ich tam jest niemało, a wszystkie jednakie. Ale to tak: kto jest godny, to ją wnetki najdzie, a kto nie, choćby ją i naszedł, to mu sie w oczach straci. Ja też, niewyczytajęcy, suszę siedem dni co tydzień, a co ósmy, to nie jem. Może dostąpię kiedy tego szczęścia...
Oczy mu zaszły mgłą, i kiwał się na gnatku, dumając.
— Wiecie wy — zaczął znowu — jaki mię wypadek trafił?... Wychodzę raz na Turbaczyk, było to w południe, i napotykam u wierchu