Strona:PL Władysław Orkan-W Roztokach tom II 013.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zimny, trwożny, pełen niespokojności i lęku przed nocą.
Tak żyje ona w dzień słoneczny.
A gdy nadejdzie słota, długie dni, w których słońca musi nie widywać, wtedy owija się cała łoktusą mgły szarej i w zasępieniu ciężkiem siedzi, nie patrząc na chmury. Nieraz w tym smutku odrętwieje, i gdy nagle słońce wejdzie — nie wierzy, nie odchyla łoktusy z przed oczu, aż ją promień, budząc z martwych, pocałuje w czoło.
Jaką żywo czującą była ta dolina, poznał Rakoczy, pilnie bacząc na jej dzienne życie. I stała mu się przez to bliższą, bardziej ulubioną. Częściej rozpatrywał się po niej i obaczył, że suche jedle po wyrębach sterczą niby szkielety ludzkie z podniesionemi ku niebu ramiony, jakby uschnęły w modlitwie albo w groźbie wiecznej; że potracone modrzewie chowają się skrycie i zachylają wiotkie ciała po za plecy smreków, jakby czuły wyraźnie, że tu nie ich państwo, i zdają się po boku pytać harnych smreków, czy im pozwolą koło siebie róść, taka w nich bojaźń; a białe, srebrne, słabiutkie osiki drżą, gdy się trąci o jeden liść skraja.
Wędrując okiem, naszedł niespodzianie wciśniętą między jedle, opuszczoną brzozę. Stała tu, jak samotnica, jak płaczka żałobna. Taka w niej była niewieścia lękliwość, tyle tęsknicy, smutku