Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

izbę i wyszedł przed sień, a wiatr ku niemu przywiał z oddali:

»Któż wie, na kim kolej stoi?«

I zachichotał przeraźliwie...
Chyba zwrócił się na lewo i począł biedz ku wodzie — nagle stanął... bo zdało mu się, że Jasiek wszedł pod tracz, między koła.
Mróz przebiegł po jego ciele, bał się kroku naprzód postąpić.
— Przywidzenie! — mruknął i powoli zawrócił ku chałupie.
Wszedł napowrót do izby, ale coraz większy niepokój go ogarniał. Zdało mu się, że lada chwila skrzypnie ktoś drzwiami i stanie przed nim... To mu się zdało, że widzi w mrocznym kącie wielkie, szklanne oczy, patrzące ku niemu prosto, z niemym, strasznym wyrzutem...
Przerażony, zamykał wzrok... To mu znów poczęła w uszach dzwonić żałobna pieśń.
Nieznany lęk osiadał mu na piersi, mroził krew, czasami serce ścinał w lód.
Poczynał mówić głośno. Słowa dudniły w pustych izbach i przerażały jeszcze bardziej...
I począł bać się tej pustki okropnej... Sam! ani żywej duszy! Nikogo...
Chwilami zdało mu się, że ktoś jest przy nim... Wtedy martwiał cały i włosy podnosiły mu się na głowie.