Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 182.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mamy... chusteczkę la Zosi... ucieszy sie ta! Już ją widzę, jak bedzie skakać po izbie... A jak bedą pozierać: co jeszcze?... powiem, że nima nic... Dopiero po chwili, po dużej chwili, otworzę pulares i położę na oknie całą dziesiątkę... »Macie! to la was!...« Toż to bedzie uciecha!... Nawet Jagnieska bedzie rada... Potem...
Urwał nagle wątek uciesznej fantazyi, bo już przeszedł Chybową chałupę i swoją zobaczył naprzeciwko.
Z bijącym sercem minął ławę i stanął za wodą.
— Już ino parę kroków!
Nie szukał chodnika, lecz pobiegł prosto po śniegu i stanął przed sienią. Przeżegnał się parę razy — i zastukał do drzwi...
— Śpią... — szepnął.
Wstrzymał oddech. Słyszał wyraźnie uderzenia serca.
Po chwili zastukał drugi raz — i czekał.
— Nic nie widać!... Śpią twardo... Trzeba trochę mocniej...
Uderzył butem we drzwi — i drzwi się otwarły. Omało nie upadł na progu, takie straszne zimno owiało go ze sieni...
Strach objął go i serce uderzyło mocniej.
— Czy ni-ma ni-ko-go?... — dzwoniły mu zęby.
Ale się gwałtem przemógł i wszedł do sieni... Księżyc za nim poświecił... śnieg!