Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I Jaśkowe koło przestało się obracać.
Chyba zmartwiał doznaku. W obłędzie strasznym leciał ku chałupie, wołając głośno:
— Ratunku!!
Wpadł do izby — Haźbieta klęczała przy łóżku...
— Jasiek sie zabił! — wrzasnął.
Odwróciła ku niemu załzawione oczy.
— Ja sie od rana tego spodziewała... Kanyż je?... — spytała smutno.
— W traczu!
Wstała i wyszła, nic nie mówiąc, a Chyba upadł na ławę.
— Chryste Panie! ratuj mie!... to nie naumyślnie! to mię dyabeł podkusił! Ja nie winowaty!
Ale serce mówiło: »Ty sam! ty, ty, ty, ty!...«
W obłędzie padł na ziemię, począł się bić w piersi i jęczeć okrutnie.
Weszła Haźbieta.
— Nie był rad na niego — pomyślała — a tak desperuje... zawdy ociec!
Chyba się upamiętał wreszcie, siadł na ławie, a po chwili zapytał synowej:
— Widziałaś go?
Skinęła głową, wyjęła książkę ze skrzyni i poczęła szukać modlitwy za dusze zmarłych...
Od tracza dolatywały szmery i głosy pomieszane. Chyba ucha nadstawił ku szybom, ale nic nie mógł zrozumieć, ani słowa. Drżał wewnętrzną obawą — lękał się posądzeń...