Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylu dziwnym rzeczom!... i nie była już ciekawą, co jej miał Wojtek powiedzieć na odchodnem.
Wnet młoda kumoszka spowiła dziecko, przyczem jej kumotr dużo nadokuczał. Gotowi — stanęli przy drzwiach, Kozera za nimi...
— Jakże mu bedzie? — pytała kumoszka.
— Sobuś, Sobuś! — zawołała Hanka.
— Niech mu bedzie Tomuś! — odparł stary. — Chrześcijańskie imię... słyszycie?
— Wóla Boska i wasza — dobiegło ze sieni.
Kumotrowie już byli na polu.
— Idziecie wy? — spytała Hanka nieśmiało.
— Muszę iść! — odparł stary. — Bo gotowi dziecka nie ochrzcić, jak sie patrzy...
— Wy go ta ochrzcicie! — sarknęła Hanka.
— Leż i słuchaj! O nic sie nie tróbuj! — wrzasnął stary i poszedł prosto za kumotrami dopilnować chrztu...
Nie wiedzieć, jak się rozeszli, że ojcowie chrzestni poszli do kościoła, a Kozera został w karczmie, przy drodze...
— Tędy muszą wracać, — pomyślał se. — I tak sie najdziemy, a nie zedrę se obuwia po próżnicy idęcy... Niby i w chałupie bych nie zdarł, ale tu lepiej że ich poczkam... Bo strasznie radbych wiedzieć, jak oni go też ochrzczą... Czy na moje wyjdzie, czy też na Hanczyne?
Skracał sobie czas, jak mógł i przepłukiwał