Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No i tyle!
Wojtek odetchnął ciężko.
— Dyć pono tu jeszcze cosi? — wskazała matka na parę rządków u dołu.
— To już la mnie, nie la was! — odrzekł z dumą Wojtek.
— Co ci pisze?
— Nie Józek, ino ten, co list układał...
— Nie powiesz nam?
Wojtek zawahał się chwilkę, wreszcie z uwagą odczytał:
»Nie wierzcie zgoła temu, co powyżej stoi, bo ja tak pisał, jak mi dyktowali...«
— Więcy nic?
— A nic.
— I któż podpisany?
— Nieznajomy znajomy.
Smutne milczenie stanęło na chwilę między niemi.
Margośka wsparła brodę na dłoni, zadumana.
— To nie prawda... — potrząsnęła głową. — Józuśby mie tak nie oszukował. To śpas, nic więcy...
— Pewnie, że śpas! — dodała Jagnieska.
— Mój Boże! Jaka to bieda nie umieć! Sam by se ułożył i napisał... No, ale chwała Bogu, że choć zdrowy. Lżej mi bedzie na sercu... drogie dziecko!
— Jak on to pisze, moi kochani? — pytała