Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

robić ciężko nie letko, a płaca mała ledwo starczy. Ludzie się zewsząd garną po zarobki...«
— Nie gadałach mu, jak odchodził!
»A tu o robotę bardzo trudno. To się nie dziwcie, że wam piniędzy nie posyłam nijakich...«
— Mocny Boże!
»Zarobię co, to przejem, nie zwyży się nic nadto. Jak pojedzie Józek od Chlipały, to wam przyślę nim chustkę na głowę. Bedziecie se mieć do kościoła. Więcej nie ma nic ciekawego. Ino Leonowi z Brzyzku urwało nogę...«
— O ratunecku! Bedzie ta mieć biedna matka, aj bedzie!...
»Reszta są zdrowi, dzięki Bogu, i powodzi im się jednako. Mrozy wielkie i zimno, a w przeszłym tyźniu lało... Madziary, straśnie zajadły naród! Katędy biją naszych. Trza im zdaleka ustępować, bo człek życia niepewny przy lada okazyi...«
— Co za naród! widzicie...
»Za to Słowiaki straśnie rade nas widzą i niewiela odmiennie mówią od nas, ale dobrze trza uszów nadstawiać, by ich zrozumieć. No i tyle. Napiszcie mi, co u was słychać? Czyście zdrowi? Czy hrube śniegi zwaliły te zimy? Kto się ożenił! Kogo na smentarz zawieźli? Boch ciekawy!... Naostatku pozdrawiam was mamo i ciebie Zosiu. Słuchaj też mamy, słuchaj, pokiela żyją. A o mnie przecie nie zabaczujcie doznaku.
Kochający was Józek«.