Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zabrał taki, co najmniej prawa miał do tego.
— A z wami co?
— Ja sie chowała sama. Bóg mie chował. Dziwię sie, żech z głodu nie usnęła na wieki... Tak, tak Jagnieś. Skoroch ci już odrosła od ziemi, toż to naleźli sie ludzie, co mnie wzięli, niby za swoją, boch już paść zdolała...
— No wicie!
— Pasałach ci ja owce na pustaci bez siedem roków. Jedzenie mi ta nie zawdy przynosili. Zabaczyli se czasem, toch nie jadła... Ale jagód było dość po lesie...
— Chwałaż Bogu!
— Nazbierałach se nieraz pełniutki podołek...
— Widzicie, jak to Bóg i o najmniejszym chrobaczku pamięta!
— Oj pamięta, Jagnieś, pamięta! Ludzie nieraz opuszczą, świat zawiedzie...
— Oj zawiedzie, gosposiu, zawiedzie!...
— Dyć mi dobrze było, nie powiem! bo mnie zawdy radzi mieli, że rety!... Musiałach sie narobić, co prawda, ale dyć nika spoczynku ni ma...
— Oj ni ma!
— Chcieli mnie trzymać do śmierzci...
— Ehę!
— Nic, ino: »bedziesz u nas i bedziesz, nie tróbuj sie«, padali mi... Alech w te czasy poznała Szymka, jak i mojego nieboszczyka, co u Chyby służył... Juścić skończyło sie wszystko i poszłach...