Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A mnie przęślice... mamo! — upierała się Zosia.
— Ty posiedź! Masz co robić w izbie.
— Ja nie chcę! Ja wolę prząść!
— Przyjdzie czas, że i prząść bedziesz...
— Kto wie, kiedy! — tróbowała się Zosia.
Mając jednak nadzieję, że to wnet nastąpi, nie wybiegała na tracz do watry, tylko sprzątała w izbie za matkę i pozierała ku niej z niemą prośbą. Gdy wrzeciono wypadło której prządce z ręki, chwytała je w lot i podawała, kręcąc w drobnych paluszkach, jakby chciała rzec: »Wicie i ja potrafię obracać...«
Cóż, matka tego nie rozumiała i nie zwracała na córkę uwagi. Skinęła jej głową, ale rozmowy z Jagnieską nie przerywała.
Mówiły zaś w czasie przędzy bezustanku. Miały sobie co opowiadać, wracając pamięcią do lat pasterskich i dalej jeszcze — do kołyski w chałupie ojców.
— Tak, widzisz, Jagnieś, ostawili mnie sierotą zawczasu. Nie było mnie komu wykarmić, ani chować...
— A z gruntem co?
— Nie było wiela. I to przeszło w niepile[1] ręce...

— Mocny Boże!

  1. Niepile — obce.