Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na sumienie mojego ojca daję siedem!
— Ja półosma!
— Ja dam osiem!
— Ani centa!
— Żebych nogi połamał, jak dam więcy!
Kłócili się przez kwadrans, wszyscy dla jednego. Otumanili Margośkę doznaku i zapłacili wreszcie dziesięć reńskich.
— No, chwałaż Bogu! — szepnęła Margośka, czując w ręku pieniądze. — Gotowi byli nic nie dać... Co za naród!
Obejrzała się z miłością na kozy, przeżegnała je na ostatku i poszła szukać Józka. Znalazła go. Stał pod ratuszem z parobkami. Wszyscy już byli gotowi do drogi.
— Przedaliście?
— Z wólą Boską...
— Za kielo?
— Nie za dużo Józuś, nie. Za dziesięć...
— Chwała Bogu.
— Już idziecie?
Popatrzyła na niego żałośnie.
— Dyć ino na mnie czekają...
— Poczekajże...
Sięgnęła ręką do zanadrza, wyjęła gałganek, rozwinęła i poczęła rachować.
— Jeden, dwa, trzy... masz calutkie dziesięć. Naści-że!