Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 200.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miczmej... lady Lewis ze swymi ślepcami, pięknymi i tragicznymi...
Pistolet jego zniżał się. Ujrzał ponad bronią całe ciało swego przeciwnika, wojaka nieznanego, przeznaczonego śmierci z powodu ran, otrzymanych dla kraju, który nie był jego ojczyzną i dla idei wspólnej wszystkim ludziom.
— Trzy! — powiedział pułkownik.
Lecz zanim skończył, rozległ sie strzał.
Trawa zadrżała pod dotknięciem niewidzialnej kuli.
Musnęła nogi don Marcosa. Lecz ten nie dbał o to. Radość dziecięca kazała mu biec przed siebie. Tużurek jego zdawał się śmiać długiemi polami, które fruwały niby skrzydła.
Był tak szczęśliwy, że omal nie uścisnął Martineza. Porucznik musiał uścisnąć rękę księciu. Koniecznem było pojednanie.
Oficer odmówił. Miał wątpliwości co do wyniku pojedynku. Książę strzelił w ziemię, a on nie chciał, by go oszczędzano.
— Młodzieńcze! — powiedział don Marcos z powagą — jesteś nowicjuszem w tych sprawach. Pozwól by ci rad udzielili ci, co więcej się na tem znają i podaj rękę księciu.
Potem podbiegł do Lubimowa.
Ujrzał go stojącego na tem samem miejscu. Rzucił pistolet i ukrywał twarz w dłoniach.
Przy nim stał tylko Lewis.
— No, no, książę... cóż tam znowu? O... Nieco zimnej krwi! Może dobry kieliszek whisky...
Toledo usłyszał ciężkie rzężenie, oddech przyśpieszony piersi uciśnionej:
Lubimow płakał.
Pułkownik przypomniał sobie nieboszczkę księżnę w jej dniach burzliwych, gdy po wybuchu gniewu, wiła