Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dwa! — szepnął don Marco.
I wydało mu się, że usta jego nigdy nie skończą tego słowa, jak gdyby zawierało nieskończoną liczbę sylab.
Lewis zapomniał o Kasynie: widział tylko chwilę obecną. Jeden z oficerów opierał się na rannej nodze, nie czując żadnego bólu. Drugi klął półgłosem, młynkując laską. Lekarz pochylił się nad swą torebką z instrumentami, leżącą na ziemi.
Zabije go! Wszyscy czterej mieli to przekonanie. Taki wyraz pewności siebie, dzikości, ukazał się na twarzy tego człowieka nieruchomego, że wszyscy ujrzeli w wyobraźni linję, idącą od otworu jego pistoletu aż do piersi tego, który stał naprzeciw, drogę, którą mała kulka ołowiana przebiegnie z pewnością nieubłaganą.
Dumny ze swej przewagi, książę odsuwał chwilę zadania śmierci przez rodzaj dzikiej kokieterji. Trzymał wroga pod swymi pazurami: mógł igrać z nim w ciągu tych niezapomnianych sekund.
Moc obrazów przemknęła przez jego myśl z szybkością błyskawiczną. Ujrzał księżnę, matkę swoją, dumną i piękną, taką, jaką była, gdy w dzieciństwie opowiadała mu o wielkości Lubimowych. Potem zjawił mu się obraz ojca, posępnego i dobrego generała, który wołał swym głosem chrapliwym: „Silny powinien postępować z dobrocią!..“ Gdy myślał o swym ojcu, pistolet lekko zadrżał mu w ręku, lecz wnet poprawił pozycję.
W wyobraźni jego pociąg wolno szedł wioząc żołnierzy francuskich. Ujrzał Castro i impertynenckiego rudasa, który ofiarowywał mu miejsce. Inny pociąg wynurzał się z głębin oceanu, w kierunku przeciwległym. Gwizdania, okrzyki, czarne bluzy, błękitne kołnierze, małe czapeczki, jakby z papieru zrobione. „Jak się masz, książe!...“ Uśmiech promienny dziewicy ane-