Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 198.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rek. Trzecia przeszło. Dobre serje w Kasynie musiały się rozpocząć.
Pułkownik chciał skończyć. Był przerażony nieruchomą i surową twarzą księcia. Nigdy mu się nie wydał tak brzydkim. Miał cerę ziemistą, oczy kose i wystające policzki. Dzikość jego przodków, obudzona w nim, odbiła się znów na jego twarzy.
— Skoro niema możliwości porozumienia się...
Pułkownik, zapomniawszy o swej świetnej mowie, zakończył uroczyście:
— Naprzód, panowie! Honor jest honorem..., a dżentelmeńskie prawa są... prawami dżentelmenów...
Potem spytał:
— Czyście gotowi?
Milczenie przeciwników pozwoliło mu zrozumieć, że mógł dalej ciągnąć:
— Ognia!.. Raz!..
Rozległ się strzał. Martinez wystrzelił, myśląc jedynie o strasznem: „trzy!“
Zobaczył nawprost siebie księcia, który nagle jakby urósł. Ujrzał czarną dziurę jego broni, a nad nią oko z wyrazem dzikiej drapieżności, które szukało punktu na jego ciele, aby tam skierować posłuszną kulę. I z machinalną arogancją obrócił się na pięcie, aby nie pozostać z profilu i odsłonił całą powierzchnię swego ciała strzałowi.
Szczegół ten uszedł uwagi czterech świadków. Spojrzenia ich były skupione na osobie Lubimowa, który uosabiał śmierć.
Czas wydłuża się lub skraca wedle wzruszeń ludzkich. Jego miara lub rytm zależą od stanu naszej duszy. Czasem galopuje zawrotnie na zegarach, które wydają się oszalałe. Czasem opada, odmawia dalszego biegu i sekundy więcej zamykają wzruszeń, niż miesiące i lata życia codziennego. Zdało się czterem świadkom, że dzień stanął i słońce na zawsze znieruchomiało.