Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 197.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wisa, niż kije zwykłe. Ale zadowolenie, jakie mu sprawił ten wynalazek, trwało krótko. Podnosząc oczy, ujrzał księcia, ujrzał Martineza. Uczuł naraz zdziwienie człowieka, który odnajduje zimną krew pośród przedmiotów, przez siebie niszczonych. Przypomniał sobie słowa Castro i lekarza. Lecz było już zapóźno. Trzeba było iść dalej w tym kierunku, choćby miał swą zimną krew stracić.
Skończył więc przygotowania, odmierzył grunt, postawił przeciwników, zalecił im, aby nie strzelali przed przepisowem: „trzy!“ (polecenie, stosujące się zwłaszcza do Martineza, nie znającego przepisów pojedynkowych) i każdemu z nich wręczył pistolet.
Potem stanął między przeciwnikami, cofając się o kilka kroków poza linję strzału. W chwili tej byłby oddał życie, byle się żadnemu z nich nic nie stało. Odkrył głowę uroczyście i ze smutnym gestem:
— Panowie...
Przez cały ranek, biegając na prawo i lewo, nie przestał myśleć o tem, co powie w tej chwili i ułożył wspaniałą mowę, krótką i wzruszającą. Często w ten sposób zabierał głos w pojedynkach i zasłużył sobie na aprobatę ogólną. Lecz krótkie jego przemówienie tym razem będzie przewyższało wszystkie inne...
— Panowie!.. — rozpoczął.
Wahał się, nie wiedząc co dodać: wszystkie słowa uleciały mu z pamięci. Głosem jąkającym się, bez porządku wypowiedział wszystko, co mu przez głowę przeszło, i ani jedno zdanie nie przypomniało przemowy, którą przygotował kilka godzin przedtem...
„Jeszcze czas... trochę dobrej woli, obaj byli ludźmi wartościowymi, którzy dali dowody swej dzielności... Pogodzenie w ostatniej chwili nic nie ma niehonorowego“.
Słowa jego zginęły w ciszy wzruszającej.
Lewis za nim niecierpliwił się i spoglądał na zega-