Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 193.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o wszystkiem, był tu w swym ogrodzie i rozmyślał nad sposobem najpewniejszym zabicia czławieka, człowieka użytecznego, podobnego do tych, którzy przejechali.
W pamięci jego stanął obraz Castro. Przypomniał sobie wrażenie potężne i głębokie, które zniewoliło go do opuszczenia willi i zerwania ze swym krewniakiem. Ujrzał zgorzkniałą twarz żołnierza rudowłosego, który znieważał swą wzgardą Castro...
— Jest jeszcze jedno miejsce!...
Amerykańscy strzelcy dalej gwizdali i krzyczeli z młodzieńczą werwą. Ale jemu się zdało, że te głosy i ruchy miały to samo znaczenie i że wzywały go z ironią pełną kurtuazji.
— Chodź: miejsce jeszcze jest!
Miał siebie za człowieka odważnego, który przez dystynkcję, przez sybarytyzm, przez obojętność wyrafinowaną, zdala pozostawał od tego, co innych ludzi roznamiętniało. Lecz oto daleki hałas powtarzał mu niezmordowanie:
— Tchórzu! tchórzu!...
Rozmyślając, spacerował po ogrodzie aż do powrotu pułkownika.
Zjedli szybko śniadanie. Pułkownik dawał rady. Jego kompetencja co do pojedynków sięgała nawet sprawy odżywiania się. Ani mięsa, ani wina. Musiał zachować pewność ręki.
W duszy życzył gorąco, aby obie kule wymienione zostały bez rezultatu, gdyż dla obu przeciwników miał jednaką sympatję.
Jajka na miękko, nic więcej. Mało płynów.
Pułkownik udał się do swego pokoju, aby przywdziać tużurek. Chwila celebrowania nadeszła. Stał niepewny przed lustrem, przyglądając się dysharmonji pomiędzy majestatycznym swym strojem, a melonikiem. Och! ta wojna! Uśmiechnął się, myśląc, jak śmiesznem byłoby pokazać się w ten sposób cztery lata wcze-