Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 191.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pozostawało mu zaledwo kilka godzin, zanim znajdzie się wobec tego nienawistnego młodzieńca. Zabije go, był o tem przekonany. Warunki, ułożone przez sekundantów, pozwalały na to, wobec jego wprawy w strzelaniu.
Przez chwilę przemknęła mu myśl, aby udać się do strzelnicy w głębi ogrodu. Dobrze było wprawić rękę przed pojedynkiem: pistolet czasem robi niespodzianki. Lecz wyrzekł się tej myśli, jako niegodnej jego wyższości.
Marny jego przeciwnik o tej porze nie mógł się ćwiczyć, nie miał ku temu sposobności w Monte-Carlo, gdzie znał tylko parę dam i kolegów swoich.
Książę wyciągnął swe muskularne ramię i pozostał bez ruchu przez kilka sekund, ze wzrokiem utkwionym w pięść swoją.
Najmniejszego drgnienia: umieści kulę, gdzie sam zechce. Cień wyrzutu nie zamącił jego dzikiej dumy.
Hałas, idący z toru kolejowego, odwrócił jego uwagę. Był to pociąg żołnierski, który zbliżał się wśród krzyków, gwizdań i aklamacji. Szedł ku Włochom. Książę zbliżył się do ukwieconego tarasu, który zbiegał, aż na tor. Wagony przedefilowały przed nim.
Mundur żołnierzy zadziwił księcia. Mieli na sobie bluzy czarne, o kołnierzach otwartych i rękawach wywiniętych. Na głowach małe białe czapeczki, podobne do zabawek papierowych, wyrabianych przez dzieci.
Poznał ich wreszcie. Byli to marynarze ze Stanów Zjednoczonych, bataljon strzelców floty, który udawał się do Włoch, aby sztandar gwiaździsty wielkiej Rzeczpospolitej ukazał się na lodowych szczytach Alp i w parnych moczarach weneckiej prowincji.
I oto naraz moc obrazów przesunęło się przed oczami księcia. Ujrzał porty Stanów Zjednoczonych które zwiedził za młodu, istne ule, w których skupiało się bogactwo i praca całego świata; olbrzymie miasta,