Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiechnął się z pogardą. Miał własną metodę fechtunku. Polegała na tem, aby rzucić się na wroga i bić ile się da. Ale w bójce na bliski dystans wolał nóż. Z rewolweru nigdy nie celował. Dla większej pewności strzelał do wroga o dwa kroki.
— A pojedynkowy pistolet? — spytał pułkownik.
— Nie znam go. Chciałbym go widzieć, to musi być ciekawe.
Spojrzenie Toleda z pewnem wahaniem błądziło po piersi porucznika, jakby liczył jego ordery i zatrzymało się w końcu na wstążeczce różnokolorowej Wojennego Krzyża.
Gdy porucznik przedstawił mu swych świadków, niepewność Don Marcosa wzrosła. Byli to kapitanowie bardzo młodzi; musieli mieć nie więcej nad dwadzieścia pięć lub sześć lat. Jeden miał połowę twarzy przeżartą przez gryzące płyny Niemców. Druga strona nosiła ślady blizn. Obaj kuleli, ale jeden opierał się na kiju i miał olbrzymią stopę zabandażowaną i obutą w filcowy pantofel, a drugi miał nogę sztywną, nosił zwykłe, dopasowane dobrze, obuwie i z kokieterią opierał się na lasce, która w istocie zastępowała mu szczudło.
Ich pierwsze słowa były mało pochlebne dla pułkownika i Lewisa.
— A cóż to za „cywil“, który pozwala sobie znieważać żołnierza rannego?...
Ale Martinez szybko wmieszał się w rozmowę. Czy chcieli, czy nie oddać mu przysługę, o którą prosił?
Obaj wypowiedzieli swą myśl. Należało odrazu na ganku Kasyna położyć koniec temu nieporozumieniu: porządne lanie dać tchórzowi, który sam nie szedł na front, a pozwalał sobie znieważać tych, którzy spełniali swój obowiązek. Wreszcie, ponieważ ich kolega chciał brać na serjo ten niesmaczny żart, zrobią mu tę przyjemność, choćby za to miał im grozić areszt.
Gdy Martinez odszedł, Toledo sam pozostał z dwo-