Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 176.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ach! generałowa piękny dar im przyniosła, przedstawiając tego włóczęgę!
Dotychczas małą zwracał uwagę na „bohatera“, jak go Toledo zwał. Teraz w nienawiści swojej przedstawił go sobie pozbawionym uroku, jaki daje mężczyznie waleczność. Bez munduru, bez krzyża, bez ran, musiał to być biedny urzędniczyna, ekspedjent sklepowy, którego znały dotąd tylko modystki i daktylografki. I on przeciwstawiał się jemu... Cóż za czasy niesłychane!
Nazajutrz, przez dzień cały przechadzał się po swych ogrodach, postanowiwszy nie wracać do Monte-Carlo. Przypomniał sobie z zawiścią, jak serdecznie Alicja odzywała się o swym protegowanym. Wolał jej nie spotykać. Lecz popołudniu nie mógł znieść osamotnienia swej pięknej willi, która zdawała się opuszczoną. Attilio, Spadoni, nawet pułkownik, wszyscy byli w Kasynie. Postanowił udać się tam także, aby zmieszać się z tym tłumem, zajętym jednocześnie wypadkami wojennemi i grą.
Spacerując po atrium przed wejściem do sal, ujrzał grupę oficerów francuskich ozdrowieńców. Nie mogąc w mundurach swych wejść dalej, stali, z pewną zazdrością spoglądając na cywilów. Jedni trzymali się prosto, bez widocznego kalectwa, podobni do orląt, z nosem zagiętym, ze śmiałemi oczyma, z wąsami krzaczastemi: inni o rysach młodzieńczych, kurczyli się, jak chorzy, oparci na laskach, z piersią wklęsłą pod fałdami bladego munduru i długo się wahali przed poruszeniem nogą. Niektórzy wracali z długiej niewoli w Niemczech: inni przybywali z frontu, a wszyscy okazywali zdziwienie i radość, widząc się w tym rajskim zakątku świata.
Jeden z tych wojskowych ukłonił się księciu. Był to Martinez, dumny, że może pochwalić się znajomością