Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 172.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Boleść czyni nas mistycznymi — ciągnęła dalej. — Niestety! wcale nie czuję się uspokojona. Modlę się, a rezygnacja nie przychodzi. Ach! Michale! jakże godna jestem listości!
— A ja? — powiedział z wyrzutem. — Opuściłaś mię. Jesteś nieszczęśliwa: tembardziej nie powinnaś oddalać się ode mnie. Mogę rozjaśnić twe życie... Rozumiem, o czem myślisz. Nie, nie chcę ci mówić o miłości. Może później, ale teraz!... Teraz chcę być twym bratem, towarzyszem, czem chcesz, ale przy tobie. Dlaczego uciekasz ode mnie? Czemu drzwi swe zamykasz, jak przed obcym?
Bezładnie ciągnął dalej swe narzekanie, swój protest przeciw temu niewytłumaczonemu oddaleniu.
— Czy ja winien jestem twemu nieszczęściu? — spytał ją wreszcie. — Czyż nie jestem zawsze ten sam?
Smutno pokiwała głową. Nie przekona go, chociażby niewiadomo, jak długo mówiła: wyjaśnić mu swe nowe uczucia było ponad jej siły. Zdawała się zniechęcona wobec przeszkody, jaka stanęła między nimi.
— Zostaw mię, zapomnij, to będzie najlepsze. Nie, ty, mój biedaku, tyś się nie zmienił: to ja jestem kobietą inną. Nieszczęście uczyniło ze mnie inną kobietę. Sama siebie nie poznaję. Prześladuje mnie pewna myśl. Może to absurd. Nie jest to twą winą, ale wolę cię więcej nie spotykać. Obecność twoja zwiększa moje wyrzuty. Gdy cię widzę, czuję straszny wstyd, pragnę umrzeć, życie sobie odebrać. Zdaje mi się, że to ja zabiłam swego syna.
Wobec tych słów niewytłumaczonych, gniew Lubimowa znikł. Wziął machinalnie jej ręce z pieszczotliwą łagodnością, tak jak chorej osoby, która majaczy. Co znowu? co znaczyły te słowa? Ale Alicja szorstko się odsunęła.
— Nie! nie!...
I książę nabrał przekonania, że istnieje między nimi