Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 135.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trzeba robić oszczędności — powiedziała z powagą. — Wrócimy pieszo.
Szli krętemi ścieżkami, przez jary nadbrzeżne. Z małych płaszczyzn porobiono belwedery, z których wzrok sięgał daleko. W jasne dnie można było odróżnić stamtąd profil gór Korsyki. Sosny tworzyły kolumnady czarne i lekkie. Szemrzące ich kopuły rysowały się na tle błękitu. Niższa wegetacja składała się z leśnych roślin o zapachu gorzkim: znała aloesy z kolcami wykręconemi, uopale, których zielonawe łapy zakończone czerwonemi owocami. Wśród drzew widniało pięć łódek nieruchomych o żaglach zwiniętych.
Pochylając się nad kamiennemi balkonami, widziało się morze w dalekiej głębinie. Czerwone wybrzeże wsuwało się prostopadle między fale pociemniałe, lub broniło się skałami, wiecznie pokrytemi pianą. Cap Martin wysuwał się z jednej strony, odpychając napór fal. Dalej było wybrzeże włoskie, ozłocone przez zachodzące słońce, a po przeciwnej stronie Cap-d’Ail i Cap-Ferret, w różowej mgle.
— Jakie to piękne! Jakie piękne...
Księżna wesoła była, jak dziecko. Usiedli naprzeciw morza, aby nacieszyć się ciszą szemrzącą, w której drżenie sosen mieszało się z głęboką skargą fal.
— I pomyśleć żeśmy tu nigdy nie byli!.. — powiedziała Alicja. — Ty przynajmniej masz swe wspaniale ogrody. Ale ja, posiadając jako całą panoramę, budynek naprzeciw, jestem o tyle głupią, że spędzam dnie całe w tem Kasynie, ciemnem, jak piwnica. Okropność!
Drgnęła, wspomniawszy o Kasynie. Zdawało się jej rzeczą niemożliwą, że mogła żyć w półcieniu lub w sztucznem świetle, oddychając zepsutem powietrzem, w godzinach, gdy ten ogród roztaczał wobec morza swą świetlistą wspaniałość.