Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciekawi napływali, opuszczając inne stoły. Ten poranek w Kasynie samotnem obiecywał stać się również sławnym, jak najsławniejsze wieczory i dnie, wówczas gdy wielcy gracze walczyli z losem.
Lubimow zmienił numer. Było nonsensem upierać się przy 13-tce. I postawił dziewięć ludwików na 17-tkę. Kulka potoczyła się. 13-tka jeszcze raz wygrywała. A on przegrał.
Ruchy jego stały się bardziej twarde i agresywne. Szansa zaczynała kpić z niego, wobec jego braku woli. Zdobywca nie powinien znać wahań. Źle zrobił, że opuścił numer. Ludzie muszą narzucać swą wolę, aż dopóki nie zginą lub nie przeprowadzą swego. Trzeba było jak najprędzej grać znów na 13-tkę! I wyszła 17-tka.
Przez chwilę myślał, że ziemia z pod nóg mu się usuwa. Uczuł, że się waha, otoczony siłami tajemnemi, które łamały i unicestwiały jego wolę. Przeciągnął ręką po czole, jakby chcąc daleko od siebie odepchnąć tę słabość chwilową.
— Ach! łajdaczka! — zawołał w duchu, wymyślając szansie, przekonany, że zdoła znów ją pokonać. I grał dalej. O trzeciej popołudniu wyszedł z Hotel de Paris. Jadł śniadanie sam, unikając znajomych i nawet ukłonów, zmuszających potem do rozmowy.
Z hotelowego ganku obiegł wzrokiem plac, Kasyno, ogrody. Pomyślał z radością o możliwości zobaczenia jednego z niezliczonych pancerników, wojujących wśród mórz południowych, któryby zmiótł z powierzchni ziemi pociskami swemi ten pałac cukierniany.
Co za widok wspaniały. W wyobraźni swojej kazał wylądować całej załodze, aby wszystkich, znajdujących się w mieście, zaaresztować, nie wyłączając kobiet i dzieci. Świat nicby na tem nie stracił. Zepsucia