Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie. Ale Michał dla zaspokojenia swego niezadowolenia z samego siebie, mówił sobie, że był tu dla dotrzymania słowa. A może mówił prawdę...
Pewnego dnia, wschodząc do kasyna, uczuł coś niezwykłego w atmosferze. Wszyscy dążyli do jednego stołu.
Przyjaciel jego Lewis przeszedł koło niego, nie zatrzymując się.
— To musiało się stać... Przecie ona nie umie grać... Gra bez systemu, byle jak. I oto leży.
Wszyscy gracze rozmawiali ze sobą, jakby o śmierci czyjejś, ale z żalem, pełnym hypokryzji, gdyż triumfowali na myśl, że rozwiało się to niezwykłe powodzenie, które może ich zatruwało zazdrością.
Lubimow zbliżył się także i ujrzał Alicję w chwili, gdy podniosła oczy. Spojrzała nań przeciągle, jakby chcąc go uczynić winnym swego niepowodzenia. „Czemuś mię opuścił?“...
Książe uciekł: cierpiał, widząc ją z tym pokornym wyrazem baranka w niebezpieczństwie. Wieczorem wrócił do kasyna. Zajmowano się jeszcze księżną, ale pocichu, ze smutnemi ruchami, jakby chodziło o umierającego. Ciekawych mniej było koło stołu. Ujrzał Alicję na tem samem miejscu. Za krzesłem jej stała Walerja z miną skonsternowaną, a Dona Klorynda pochylona nad swą przyjaciółką, coś jej szeptała do ucha. Odgadł, co mówiła. Nawoływała ją do wstania z miejsca. Jutro będzie szczęśliwsza. Ale księżna zdawała się nic nie słyszeć. Oczy miała utkwione w żetony 500 i 1000 frankowe, ostatnie, jakie jej pozostały. Nagle zniecierpliwiła się i odwróciwszy głowę, odpowiedziała tak brutalnie, że Dona Klorynda odeszła, rzuciwszy jakieś ostre słowa. Michał uciekł znowu. Przestraszył go wyraz twarzy Alicji.
Błądził po salonach przez pół godziny, słuchając