Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowa. Nabierały dla niej innego znaczenia: prawdy. Przypomniała sobie umierających więźniów, przybyłych z obozów i słowa listu zdawały się wołać z jękiem chorego dziecka:
— „Głodny jestem, mamo. Mamo, jeść!“...
— Trzykrotnie byłam w Szwajcarii, Michale. Proponowałam nawet w Paryżu, aby wysłano mię do Niemiec jako szpiega: wykpili mię. I mieli rację. Nie o szpiegowanie mi chodzi: syna swego, syna chciałam ujrzeć! W Szwajcarji spotkałam dwuch inwalidów świeżo wymienionych: znali lotnika Bachellevy‘ego. Pięć razy próbował ucieczki. Cieszył się wśród swych towarzyszy uznaniem za wyniosłość, jaką zachowywał wobec najsroższych swych katów. Ostatanie wiadomości były niepewne. Nie widzieli go, lecz słyszeli, że przeniesiono go do innego obozu, „karnego“ bardzo daleko, do Polski, gdzie z całem okrucieństwem traktowano żołnierzy „niebezpiecznych“ i opornych.
Głos jej drżał z gniewu, gdy wymawiała te słowa. Widziała syna swego, obarczonego łańcuchami i bitego, jak niewolnika. Ach! czemuż nie była mężczyzną, aby stanąć oko w oko z ponurym histrjonem o wąsach zakręconych, który rozpaczą napełniał serca tylu matek!
— I pomyśleć, że znaleźli się szaleńcy, którzy zabijali dobrych lub nieszkodliwych monarchów! A żaden nie pomyślał o zabiciu Kajzera! Niech mi nic nie mówią o anarchistach! Nie wierzę w nich!...
Gniew ten wnet zamienił się w rozpacz. Przypomniała sobie fotografję, którą widziała w pismach: męka pala zastosowanego przez Niemców w obozach represyjnych. Widać było Francuza w łachmanach, przywiązanego do pala, wśród śnieżnych rozłogów, wystawionego na straszną śmierć w męczarniach. Nie można było widzieć twarzy tego umęczonego, gdyż pochylona