Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 106.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cza rzeczy, nie należne sobie. Jej syn, jej biedny syn, żyjący jak pies bezdomny, śpiący na słomie, dręczony głodem!... Nie wyobrażała sobie nigdy, że los będzie ją chłostał z taką ironją...
Przez pierwsze miesiące rzucała się jak samica, która widzi swe dzieci w niebezpieczeństwie. Biegała z ministerstwa do ministerstwa, używając wszystkich swych stosunków i wpływów. Ale matek było tyle!... Nie mogli przecie dla niej prowadzić rokowań dyplomatycznych. Codziennie wysyłała do biur ratunkowych wielkie paki żywności dla syna. W końcu przestano je przyjmować. Nie sposób było jedynie zajmować się protegowanym księżny de Lisle. Tysiące i tysiące ludzi było w tem samem położeniu. A nie mogła zawołać: To mój syn!... To skandaliczne wyznanie nicby nie pomogło. Dalej więc nadsyłała swe paczki regularnie. Jeśli nie dojdą do jej Jerzego, to może posłużą jako zaspokojenie innych łaknień. Poznała wspaniałomyślność wielkich boleści. Rozdawała wokoło jak matka, która modląc się za syna, modli się też za innych chorych, w przekonaniu, że z racji tej wielkości duszy, prośby jej będą prędzej wysłuchane. A potem nadeszła okrutna wątpliwość!... Urzędnicy, biorąc jej paczki, uśmiechali się smutno. Było niemal pewnem, że straż przywłaszczy je sobie. Wszystkie cenne przysmaki, przeznaczone dla jej syna, służyć będą niemieckim rezerwistom, strzegącym więźniów na to, aby wesoło zajadać i pić za zdrowie kajzera i triumf Niemców nad całym światem. Co robić, mój Boże!...
Czasem, ale rzadko, dochodziły ją po długich wędrówkach, karty pocztowe, kontrolowane przez niemiecką policje. Nie więcej, niż cztery wiersze, pisane jak przez ucznia pod srogiem okiem nauczyciela. Było to jednak pismo jej Jurka: „Zdrów jestem. Dobrze się z nami obchodzą. Przyszlij mi posyłkę“. W ciągu długich godzin wpatrywała się w te nieśmiałe i kłamliwe