Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 093.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pragnęła odbyć te krótką podróż jak najszybciej, tak, jakby się udawała na zabawę. A widząc zbliżający się tramwaj, uścisnęła znowu rękę księcia z całej siły.
— Będę nadal korzystała z pana pozwolenia. Na przyszły raz będzie to prawdziwe spustoszenie. Potrzeba mi kwiatów... dużo... dużo... Gdyby książe widział radość tych biedaków, gdy je stawiam obok ich łóżek! Niektórzy lekarze nie są z tego radzi, znajdują, że to są rzeczy błahe... Niestety! skoro mamy umierać, niechże to będzie otoczone pewną poezją... niech spoglądamy na rzeczy, przypominające nam piękność tego co tracimy. Przecie to nikomu nie szkodzi.
Lubimow poszedł dalej z mniejszą swobodą. Ta amazonka miłosierdzia zdała się rozdzierać przed nim różową zasłonę, którą od rana miał przed oczyma.
Zwracał uwagę na rzeczy, na które dotąd spoglądał obojętnie. Wszystkie wielkie hotele zamieniono na szpitale. Tarasy, długie balkony, zajęte były przez ludzi, którzy wygrzewali się na słońcu. Byli to ranni o głowach zabandażowanych i podobnych do białych kul, bez ręki lub nogi, inni nieruchomi, wyciągnięci jak trupy w sali anatomicznej.
Na trotuarach spotykał ludzi narodowości różnej: oficerów francuskich, angielskich, serbskich i kilku rosyjskich rekonwalescentów. Cała różnorodność mundurów Rzeczypospolitej, defilowała przed nim; błękit wojsk kontynentalnych, musztardowy kolor pułków afrykańskich, żółte czapki Legji cudzoziemskiej, czerwone fezy żuawów i strzelców.
Ten kraj słoneczny o lazurowych i uśmiechniętych perspektywach zdawał się zamieszkały przez ludność, która przebyła kataklizm. Eleganccy oficerowie ciągali nogą, szli ostrożnie opierając się na olbrzymiej stopie, lub jak starcy, podpierali się laską. Atleci posuwali się krokiem drżącym, rękom brakło palców, skró-