Strona:PL Vicente Blasco Ibanez-Wrogowie kobiety 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzał przez okno pokoju swego. Morze, bez żadnego żaglu na horyzoncie, roztaczało szerokie fale... Mewy unosiły się w górze, potem opadały aby dać się unosić wodzie. Ławice piasku, prądami poruszane, oświetlały lazur wybrzeża, nadając mu tony opalowe. Wokoło skał szumiały piany białe, świetlane, nieustannie rozbijające się o rafy podwodne.
Książe szybko się ubrał. Czuł potrzebę wyjścia z willi, tak mu się nagle wydały ciasne jej ogrody.
Krokiem szybkim minął bramę i udał się do Monte-Carlo. Przechodził koło willi i ogrodów jak gdyby nogi jego nabierały nowego pędu przy zetknięciu z ziemią i jakby w tej wiosennej atmosferze prawa ciężkości straciły swą wagę.
Zatrzymał się w mieście, przed kościołem Ś-go Karola. Przez drzwi płynęły zapachy kwiatów, blask świec, szmery organów, głosy dziewczęce. Dusza jego, od rana lekka i młodzieńcza, pchnęła go na schody wśród tłum niedzielny. Był katolikiem po ojcu, prawosławnym po matce a osobiście nie miał żadnego przekonania. Cofnął się wobec półcieniu i dalej przechadzał się, z rozkoszą wdychając wonne powietrze.
— O! lady!... jak się pani miewa?...
Była to siostrzenica Lewisa. Spędziła dwa popołudnia, przebiegając ogrody willi Sirena. Była chorobliwie chuda i zdawała się gasnąć, dotknięta suchotami. Wiek jej był nieokreślony. Oczy jedynie zachowały świeżość. Miały jeszcze blask niewinny pierwszej młodości i spoglądały prosto z pogardą i wiarą. Wychodziła z wielkiego hotelu, zamienionego na szpital i czekała na tramwaj, idący do Mentony.
Nowi ranni przybyli i brak sanitarjuszek zmuszał lekarzy do przyjęcia jej usług. Myśląc o ciężkiej robocie jaka ją czekała, o nocach bezsennych i o walkach staczanych, aby wyrwać śmierć kilku ludzi, uczuwała wielką radość.