Strona:PL Tadeusz Boy-Żeleński-Słówka 140.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żył jeden z drugim piknie bez turbacyi,
Świątek czy piątek, przy godny kolacyi,
Bluźnił Imieniu Tego, co go stworzył
I cudzołożył.

Jeden nagorszy — patrzcie wymyśnika!
Chował pod sobą w sofie nieboszczyka,
Że jak bez tego na ty sofie grzeszy
To go nie cieszy.

Przeor też, mówiom, jucha jest morowa,
Ponoś co tydzień ziżdżał do Krakowa,
Jako że tu miał śtyry konkubiny
Same hrabiny.

Co jaki grosik na tacke się wśliźnie,
To go dzieliły ojce po starszyźnie,
A zaś do śkarbca każdy za swe grzychy
Miał dwa wytrychy.

Jak przyszło Xiędzu dla dobra klasztoru
Zatłamsić kogo, to mu bez jankoru
Póki ta zipie, własną dłonią leje
Świente oleje.

Codziennie rano, nabożnym zwyczajem,
Spowiadały się ojcaszki nawzajem
By chtóry trafił jak przyńdzie potrzeba
Prosto do nieba.