Myśli zmęczone rozpuścić samopas,
Niech senne błądzą w ulicznym rozgwarze,
Niech w każdym szyneczku przystaną na popas,
Pomarzą tęsknie w każdym lupanarze,
I niech wędrówki swojej znaczą szlaki
W atramentowe kreśląc się zygzaki...
Toć już szczęśliwie mija drugi tydzień,
Jak pilnie badam tętno tej stolicy:
Ptaszki śpiewają nam swoje dobrydzień
Gdy nas przed Żorżem ujrzą na ulicy,
Słoneczko wita swym pierwszym promykiem,
Na który w odzew bucham szczęścia rykiem...
Drugi już tydzień pędzę w tym przybytku,
Gdzie nafta mieni się w wino szampańskie,
Literat biedny, przywykam do zbytku
Dzieląc bratersko te igraszki pańskie;
Cud kanaeński witam duszą całą,
Myśląc pobożnie: ach, byle tak trwało!...
Ach, gdybyż w słowach móc oddać zupełnie
To, co w pijackim łbie gzi się cichutko!
Gdybyż pochwycić tej radości pełnię
Co świat obrębia tęczową obwódką,
I myśl uskrzydla tak, aż zacznie, bosa,
Pląsać „po desce” krokiem Dyonizosa[1]...
- ↑ Dionizos - grecki bóg wina i winnej latorośli