Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 120.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poszedł pod willę. Okna mieszkania Szczebieniewów były ciemne i głuche, więc zły i skwaszony wrócił do kawiarni. Ta drobna niesłowność Zinaidy wpędziła go w zły humor. Z dostatku, z przesytu miłosnego stał się kapryśnym. Miał zamiar czynić damie swego serca wymówki, przygotowywał w myśli długie i kostyczne argumenty, złośliwe i druzgocące aluzye. Potrzyma ją na uwięzi, weźmie ją w ryzy, nauczy moresu!...
Tymczasem i następnego dnia nie przyszła. Udał się tedy do willi, ażeby zapytać, co to znaczy. Kamerdyner Emieljanowa, brodaty sługus, przyjął go niemal grubijańsko. Ledwo gadał, ten sam, który w ukłonach zginał stary grzbiet. Wyniośle i hardo zawiadomił muzykanta, że państwo Szczebieniew przed trzema dniami wyjechali do Rosyi. Był już telegram, że minęli rosyjską granicę. Niema tu teraz żadnych zgoła recepcyi. Pan Emieljanow przyjmuje raz w tygodniu ograniczoną ilość znajomych. Ernesto zmartwiał i oniemiał. Sługus strzelał w palce i ordynarnie patrzał na jego skamieniałą minę, jakoby na kafel pieca...


Minęły dnie. Minęły tygodnie. Ani słowa, ani wieści, ani pogłoski! Nic a nic.
Fosca szalał. Wił się w tęsknocie. Nasłuchiwał bez jednego momentu przerwy, czy nie rozlegnie się znajomy szelest, ukochany szept. Nic się nie rozlegało, oprócz obcych zgrzytów i wstrętnych głosów świata. Szczęśliwiec teraz dopiero poznał, co stracił. Teraz się dowiedział, jaką to królewnę gościł w swej izbie, z kim miał szczęście obcować. O, jakże straszliwie kochał te-