Strona:PL Stefan Żeromski-Pomyłki 111.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szczebieniew podniecała męża, Emieljanowa, oraz innych cywilów, którzy z cyrku nadeszli, żeby wynikały grube zakłady. Poczęto się hazardować. Los zdarzył, że nikt z całego grona nie umiał dobrze strzelać, to też Fosca wygrywał oszałamiające stawki. Szczególnie niedołężnie celował sam Szczebieniew, — ku hańbie jego, trzeba to zaznaczyć, — były generał. Złośliwiec Emieljanow wyśmiewał nawet to niedołęstwo strzeleckie swego rodaka i zpodełba przyglądał się mistrzostwu Ernesta, śmiejąc się przy tem obrzydliwie.
Całe towarzystwo, zajęte tą zabawą, która muzykowi znaczną kwotę lirów przyniosła, nie spostrzegło się, że wieczór zapadł. Rzucono się do koni, żeby przed zupełną nocą zdążyć przez wilgotną kampanię do miasta. Ale noc zupełnie zeszła, nim wydobyto się z podgórza. Na szczęście księżyc świecił i droga bielała wyraźnie przed oczyma jeźdźców, grupami powracających. Lekka mgła rozpostarła się nad mokremi nizinami, a w niej światło miesiąca nie lśniło, lecz rozpływało się, szerzyło napoły wyraźnem jaśnieniem. Było coś nad wyraz uroczego w tem zamgleniu światła, w przebijaniu się drogi poprzez powabną zasłonę.
Na przedzie, w liczniejszej grupie, jechał sam Szczebieniew, Emieljanow, pewien włoski pół-dyplomata, obdarzony bardzo pięknym głosem, i inni. Ten to Włoszyn śpiewał ludowe piosenki. O jakie pół kilometra za tą awangardą jechała pani Szczebieniew na damskiem siodle, — (jazdy po męsku nie uznawała i nie znosiła), — a obok niezgrabnie telepał się Ernesto na starym człapaku, oraz pewien urzędnik ambasady, cichy, elegancki człowieczek rosyjskiego rodu, małomówny i poprawny